Pogotowie jest tyle warte, ile warci są jego lekarze!

 

 

Marzenia po raz drugi legły w gruzach…!


Czwartek 8 kwietnia 2010 r. – godz. 22.00

 
W dniu dzisiejszym wywieźliśmy „ostatnią śrubkę” ze zlikwidowanego Ambuvetu. W lokalu trwają prace remontowo-adaptacyjne na rzecz nowego najemcy. Teraz czeka nas żmudne gromadzenie środków finansowych, przez kilka, może nawet przez kilkanaście lat, aby uruchomić w Warszawie całodobowy oddział ratunkowy dla zwierząt (klinikę weterynaryjną).  

Psi Los miał powierzchnię 140m2, Ambuvet 107m2. Bolączką zawsze była powierzchnia szpitala, która szalenie ograniczała możliwości pomocy. W Psim Losie miałem szpital na 6 miejsc, a niekiedy hospitalizowaliśmy aż 11 bezdomnych zwierząt. W Ambuvecie mieliśmy tylko jeden boks szpitalny, a bywały dni, że aż 3 powypadkowe zwierzaki były hospitalizowane.  

Na fot. – marzenia po raz drugi legły w gruzach… 


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image



Za pośrednictwem jednego ze stołecznych biur nieruchomości rozpoczniemy poszukiwania lokalu w Warszawie pod klinikę o powierzchni min. 1.000-1.500m2 z odrębnym podjazdem dla karetki reanimacyjnej „pod same drzwi” i zwierzęcym OIOM-em.  Klinikę wyposażymy w najwyższej klasy sprzęt diagnostyczny i aparaturę medyczną w oparciu o wysokokwalifikowaną kadrę medyczną z poza RP;

Za pośrednictwem jednej z międzynarodowych firm doradztwa personalnego, poszukamy lekarzy, którzy nie tylko mają realną i rzeczywistą wiedzę, ale także takich, którym będzie „chciało się chcieć”. 

Niezależnie od powyższego, podejmiemy (do skutku) próby dokonania takich zmian w prawie o ruchu drogowym, które umożliwią ambulansowi ratunkowego dla zwierząt uzyskanie statusu pojazdu uprzywilejowanego (projekt „ustawy o zmianie ustawy” jest już gotowy). 

Pozostaję z poważaniem, 

Janusz Orzechowski




Znowu zawiedli ludzie…

 

 

Piątek 12 marca 2010 r. – godz. 14.05


Ambuvet został ponownie otwarty w dniu 9 marca 2010 r. (po 3-miesięcznej przerwie). Działał tylko 3 dni. W całej swojej 5-letniej pracy na rzecz zwierząt miałem wyłącznie jeden priorytet: dobro zwierząt i ich Opiekunów. Tak, jak w dniu 4 grudnia 2009 r. podjąłem decyzję o natychmiastowym rozwiązaniu stosunku pracy z kadrą medyczną Ambuvetu (”spity do nieprzytomności” lekarz – kierownik przychodni i konieczność odwołania umówionej operacji psa w ciężkim stanie), mając na uwadze dobro pacjentów, tak w dniu dzisiejszym podjąłem decyzję o jego zamknięciu z identycznych powodów.

Nowoprzyjęty do pracy lekarz weterynarii w sposób skandaliczny wykonywał prosty zabieg kastracji psa, o mały włos nie doprowadzając do jego zgonu. Pies cudem został odratowany. Taka działalność i nastawienie lekarza weterynarii nie ma nic wspólnego ani z rzetelnością, ani z profesjonalizmem, ani z dobrem zwierząt i ich Opiekunów.

Z powodu braku wykwalifikowanego, profesjonalnego, zaangażowanego i uczciwego personelu medycznego Przychodnia Weterynaryjna AMBUVET nie może funkcjonować i realizować swojej misji pomocy dla zwierząt w potrzebie.

Moje wielomiesięczne poszukiwania chętnych do pracy w AMBUVECIE lekarzy weterynarii nie odniosły żadnego skutku. Wśród kilkudziesięciu lekarzy weterynarii, z którymi prowadzone były w ostatnim okresie rozmowy, tylko nieliczni posiadali realną i prawdziwą wiedzę i umiejętności, pozostali w najmniejszym stopniu nie spełniali moich oczekiwań. Niestety, ci nieliczni nie zdecydowali się na podjęcie współpracy. Jestem w stanie to zrozumieć. Aktualnie prowadzą własne gabinety i przychodnie, są sami dla siebie „sterem i żaglem”, a w AMBUVECIE staliby się tylko jednym z elementów całości.

Ich przejście do AMBUVETU wymagałoby zaproponowania bardzo wysokich wynagrodzeń, nieadekwatnych do wartości ich rzeczywistej pracy, co spowodowałoby znaczne zwiększenie kosztów już i tak deficytowej działalności (straty pokrywałem z funduszy prywatnych).

Ponieważ tworzenie pogotowia ratunkowego dla zwierząt w potrzebie (w rozumieniu pogotowia ratunkowego dla ludzi) w oparciu o dostępną na rynku polskim kadrę weterynaryjną ma sens taki, jak „budowanie autostrad dla furmanek”, a nie ma najmniejszego powodu, abym z funduszy prywatnych w dalszym ciągu utrzymywał  „pusty lokal w Wołominie”, w najbliższy poniedziałek złożę do Warszawskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej wniosek o wykreślenie Przychodni Weterynaryjnej Ambuvet z rejestru zakładów leczniczych.

Decyzja moja jest ostateczna. 

Kadry medycznej dla zwierząt w potrzebie poszukam poza granicami Polski, wśród tych lekarzy weterynarii, którzy wiele lat temu wyemigrowali „za chlebem i wiedzą”. Być może niektórych uda się namówić do powrotu do kraju, aby tu „od podstaw’” we współpracy z Fundacją Serce Serc budowali system ratunkowy dla zwierząt w potrzebie, który tak bardzo będzie zbliżony poziomem do medycyny ludzkiej, na ile to tylko będzie możliwe.

Pozostaję z poważaniem,
 

Janusz Orzechowski   


Image

 

 

 

Podziękowanie

dla lek. wet.
J. J. - kierownika Przychodni Weterynaryjnej Ambuvet za „godne” zawodu zaufania publicznego zachowanie w dniach: 4 grudnia 2009 r. i 26-27 stycznia 2010 r. oraz za zniszczenie tego, co mozolnie... dzień po dniu... przez 10 miesięcy budowałem.

(w przygotowaniu)  

* * * * *

 

 

Podziękowanie

dla lek. wet. S. O. za „profesjonalną” pomoc zwierzakowi w potrzebie w Ambuvecie w dniu 2 grudnia 2009 r.  

* * * * * 

Jest środa 2 grudnia 2009 r., kilka minut po dwudziestej. Jestem już w domu, mam przy sobie telefon alarmowy, na dyżurze w Ambuvecie jest lekarz weterynarii z 8-letnim doświadczeniem, który pracuje w Ambuvecie od miesiąca oraz kierowca z ambulansem. Nagle dzwoni telefon alarmowy. Czy to klinika dr. Orzechowskiego? Nie jestem lekarzem, osoba dzwoniąca jest zdenerwowana, więc nie tracę czasu na zaprzeczanie, tylko się pytam: w czym mogę pomóc? Otrzymuję informację, że pies „coś połknął”, z odbytu leci mu krew.

Właściciele psa próbowali uzyskać pomoc w innych zakładach leczniczych w Wołominie, ale ponieważ nie mają pieniędzy, to nikt nie chce im zaufać, że dopiero 11 grudnia 2009, „po wypłacie” pokryją koszty.

Dla mnie taka sytuacja to nic dziwnego. Miałem już dziesiątki podobnych przypadków (w Psim Losie oraz w Ambuvecie). Nie ma żadnych państwowych zakładów leczniczych dla zwierząt. Są tylko i wyłącznie prywatne: gabinety, przychodnie, lecznice i kliniki weterynaryjne. To, czy jakikolwiek weterynarz „skredytuje” leczenie, zależy tylko i wyłącznie od jego dobrej woli i sumienia. Nie ma obowiązku leczyć za darmo.

To, że ten Klient nie ma pieniędzy, nie ma dla mnie w tym momencie absolutnie żadnego znaczenia, ważny jest tylko zwierzak. Zadaję pytanie: czy możecie Państwo przywieść tego psa, czy też mam natychmiast do Was wysłać ambulans? Otrzymuję informację, że psiaka dowiozą przed 21:00. Zapewniam Klienta, że zrobimy absolutnie wszystko, aby pomóc cierpiącemu zwierzakowi.

Natychmiast dzwonię do Ambuvetu, informuję lekarza o sytuacji, uprzedzam, że zaraz zostanie dowieziony psiak i proszę o udzielenie mu wszelkiej niezbędnej pomocy. Po godzinie 21:00 wyłączam telefon alarmowy (działał on tylko w godzinach pracy Ambuvetu). Mam drugi numer całodobowy. Jeśli lekarz będzie miał jakikolwiek problem to zadzwoni do mnie. Jeśli będzie potrzeba przeprowadzenia natychmiastowej operacji chirurgicznej, w 20-25 minut dowiozę do Ambuvetu mojego głównego lekarza (Kierownika Ambuvetu). Nikt do mnie nie dzwoni, wiec myślę, sytuacja nie była aż tak krytyczna.

W czwartek 3 grudnia 2009 r. przyjeżdżam do Ambuvetu po godzinie 13.00. Na dyżurze jest ten sam lekarz, co wczoraj. Pytam lekarza o tego psiaka. Czego się dowiedziałem?


Psiakowi utknęła w jelicie grubym kość. Lekarz nie wykonał badania RTG, co powinno być jego pierwszym krokiem. Powiedział mi, że „wyczuwał palcami” kość. Przez prawie godzinę jego „pomoc” polegała na tym, że wsadzał psiakowi palec w odbyt i tą metodą próbował wyciągnąć kość. Po godzinie rozłożył bezradnie ręce i powiedział, że nie może pomóc. Zaproponował Klientowi, że możemy odwieść psiaka do Warszawy ambulansem do jakiejś kliniki całodobowej (ambulans i tak wracał do Warszawy). I tak się stało. Zgodnie z poleceniem lekarza, kierowca odwiózł Klientów i ich psiaka do Warszawy do kliniki SGGW, która była zamknięta. Wobec tego przewieziono Klientów i ich psiaka do jednej z prywatnych klinik całodobowych. Ambulans odjechał, a Klienci zostali sami z psem, bez pieniędzy, bez auta, w drzwiach kliniki, o której z autopsji wiem, że jeśli nie jest się ich stałym klientem, to bez „kasy” nie ma zmiłuj.


Zadałem temu lekarzowi kilka pytań. Dlaczego natychmiast nie zawiadomił kierownika lecznicy? Długo patrzył na mnie cielęcym wzrokiem i odpowiedział – „nie pomyślałem o tym”. Zapytałem, dlaczego natychmiast nie zawiadomił mnie o tej sytuacji? Ponownie długo popatrzył na mnie „nieobecnym wzrokiem” i odpowiedział – „nie pomyślałem o tym”. Odpowiedziałem mu, że jest to zwykłe skur…wo wobec Klienta, pozostawienie go bez pomocy w takiej sytuacji, wywiezienie ich do Warszawy, szczególnie że nie miał pieniędzy i auta oraz pozostawienie ich z psem przed drzwiami kliniki.

Lekarz powinien natychmiast zawiadomić mnie oraz kierownika Ambuvetu (bardzo szybko bylibyśmy na miejscu), do czasu naszego przyjazdu powinien przygotować (spremedykować) psa do zabiegu chirurgicznego, który bez jakiegokolwiek problemu mógł przeprowadzić kierownik Ambuvetu.
 

Jeśli z jakiś powodów kierownik Ambuvetu nie mógłby pomóc lub nie odebrałby telefonu, wtedy sfinansowałbym z prywatnych środków ratowanie tego psa w innym zakładzie leczniczym.

Lekarz był związanym umową o pracę na czas określony. Kodeks pracy nie przewiduje zwolnienia za „kretynizm” lub za „nie pomyślałem o tym”. Nie chcę takiego lekarza w Ambuvecie. Mając 8 lat praktyki, praktycznie (jak większość lekarzy weterynarii, których miałem możliwość poznać) nie nadawał się do pracy w jednostce ratunkowej. Oprócz ogólnej wiedzy internistycznej nie posiadał żadnych umiejętności, które są bezwzględnie wymagane w jednostce, jaką był Ambuvet. Jedynym urządzeniem „diagnostycznym”, które potrafił obsługiwać był mikroskop. Pomimo przeszkolenia nie radził sobie z aparatem RTG. Bywały dni, kiedy płonąłem ze wstydu, kiedy nie potrafił zrobić zdjęcia RTG, pomimo, że jest to sprzęt w pełni zautomatyzowany („naciśnij i zapomnij”). Cala pozostała diagnostyka była poza jego możliwościami percepcji (laboratorium, EKG, USG itp.).

Podjąłem decyzję o natychmiastowym zwolnieniu tego lekarza z pracy (wypowiedzenie umowy o pracę z jednoczesnym zwolnieniem z obowiązku świadczenia pracy i wypłaceniem „od ręki” wynagrodzenia za okres wypowiedzenia).

 

 

Podziękowanie

dla lek. wet. P.K. za „profesjonalne” przeprowadzenie zabiegu kastracji psa w Ambuvecie w dniu 12 marca 2010 r.

(w przygotowaniu)

* * * * *

 

Image

Image