Interwencje różne
Spis stron
Interwencje różne
Strona 2
Strona 3

 

 

 

Znowu nie zdążyliśmy…! 

Środa 22 lipca 2009 r. – godz. 15.31  

W dniu dzisiejszym o godz. 14.47 Pogotowie Ratunkowe dla Zwierząt otrzymało informację, że na trasie w kierunku Białegostoku leży potrącony kot. Zapytałem: czy kot żyje? Odpowiedź – tak, jeszcze się rusza. Z powodów humanitarnych na miejsce wypadku natychmiast udał się ambulans ratunkowy Ambuvetu. Po mimo sporej odległości (27,8 km od Ambuvetu) na miejsce zdarzenia dotarliśmy już po 16 minutach. Niestety, kot nie doczekał…  Zwłoki pozostawiliśmy na poboczu szosy, albowiem utylizacja zabitych zwierząt należy do zarządcy (właściciela) drogi.

Image

Image

Image

Image

 

 

 

Ranny kot z ul. Międzyborskiej!  


Poniedziałek 20 lipca 2009 r. – godz. 22.00 

W dniu dzisiejszym o godz. 13.34 Pogotowie Ratunkowe dla Zwietrząt otrzymało informację, że w Warszawie przy ul. Międzyborskiej 23 znajduje się ranny kot, który prawdopodobnie spadł z dachu. Na miejsce natychmiast wysłano ambulans Ambuvetu. O godz. 14.15 zwierzak był już w Ambuvecie. Ustabilizowano jego funkcje życiowe. 

Image

Image

Image

Image

Image

Kot miał ogólny szok pourazowy. Badaniem klinicznym stwierdzono: złamanie przynasadowe dalsze trzonu lewej kości udowej, stłuczenie pęcherza moczowego z krwiomoczem.

Złamanie kwalifikowało się do zabiegu operacyjnego. Podjęto intensywne działania zmierzające do odszukania właściciela kota. Udało się. Właściciel odebrał kota z Ambuvetu, dalsze leczenie będzie prowadzone w innej przychodni.

 

 

 

 

Dziś nie zdążyliśmy… dwukrotnie...! 


Niedziela 19 lipca 2009 r. – godz. 17.40  

Dziś mieliśmy smutny dzień w Ambuvecie. Dwukrotnie ambulans transportowy wyjeżdżał na pomoc potrąconym zwierzakom. Oba te wypadki miały miejsce na trasie do Białegostoku. Oba zdarzyły się na takich odcinkach drogi, gdzie auta pędzą „grubo ponad setkę”. W obu przypadkach, kiedy już dotarliśmy na miejsce z pomocą, okazało się, że zwierzaki już nie żyją. W obu tych wypadkach pozostawiliśmy zwłoki przy szosie, ponieważ nie posiadamy funduszy na ich utylizację.


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

 

 

 

 

Zabity… po raz drugi…!   

 

We wtorek 14 lipca 2009 r. około godz. 13.00 przy ul. 1-go Maja w Wołominie zauważyłem lezącego na poboczu psa. Już nie żył. Został prawdopodobnie potrącony przez samochód. Zwłoki pozostawiłem przy drodze, albowiem ich utylizacją powinny się zająć lokalne władze. Po kilku godzinach tj. o godz. 18.15 – zwłoki psa dalej leżały. Tym razem ktoś ponownie go przejechał… wprost rozrywając na strzępy. Zabił go po raz drugi. 

Następnego dnia zwłoki psa dalej leżały przy drodze, ze względu na wysoką temperaturę rozkładały się błyskawicznie, co powodowało odczuwalny w okolicy odór.  Żadna z odpowiedzialnych służb nie podjęła stosownej interwencji.  W związku z powyższym o całej tej sytuacji powiadomiłem drogą elektroniczną: Burmistrza Wołomina, Jego Zastępców oraz Radę Miejską. 

Dzięki interwencji Wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej - Pana Igora Sulicha, rozkładające się zwłoki psa zostały usunięte przez specjalistyczne służby miasta Wołomin.

Janusz Orzechowski
Przyjaciel Zwierząt 

 

Image

 

Image

 

Image

Image




Wypadek w Łosiach koło Radzymina! 


Piątek 26 czerwca 2009 r. – godz. 20.05 

W dniu dzisiejszym o godz. 18.41 Pogotowie Ratunkowe AMBUVET otrzymało informację, że w miejscowości Łosie k/Radzymina leży ranny pies. Uprzedziłem osobę zgłaszającą, że w dniach 27-28.06.2009 r. Ambuvet jest nieczynny. Zaproponowałem natychmiastowy wyjazd ambulansu transportowego z lekarzem w celu udzielenia pierwszej pomocy. Po ok. 20 minutach dotarliśmy na miejsce zdarzenia. Pies  otrzymał doraźną medyczną pomoc. Pies był bardzo wyziębiony (temp. 36 stopni) i pogryziony. Leżał przy drodze od dłuższego czasu.  Pies  otrzymał doraźną medyczną pomoc (wszelkie niezbędne w takiej sytuacji leki). Osoby zgłaszające zdarzenie postanowiły zawieść rannego psa do całodobowej kliniki w Warszawie w celu hospitalizacji. Miejmy nadzieję, że lekarzom uda się uratować to psie życie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

 

 

 

 

Zwierzęcy dramat na Trasie Toruńskiej!   

 

Czwartek 21 maja 2009 r. – godz. 10.30 

 

W dniu dzisiejszym o godz. 9.14 otrzymaliśmy informację o wypadku i pożarze samochodu ciężarowego przewożącego krowy  (sam wypadek podobno miał miejsce tuż po godzinie 8.00, Pogotowie Ambuvet zostało zawiadomione przez przejeżdżające obok tej tragedii osoby). 

Po 7 minutach byliśmy już na miejscu. Byliśmy bezsilni. W samochodzie było 8 krów, w tym jedna martwa. Pozostałe krowy były w ciężkim szoku, z obrażeniami: urazami kończyn, częściowo spaloną skórą. Pożar był już ugaszony, niemniej zwierzęta były uwięzione na platformie. Aby szybko udzielić im pomocy potrzebny był specjalistyczny sprzęt (winda towarowa, wyciągarki itp.). Takim sprzętem nie dysponowaliśmy. Do podjęcia akcji ratunkowej przez AMBUVET ponadto była konieczna zgoda właściciela zwierząt, którego nie było na miejscu wypadku.  

Od funkcjonariuszy policji obecnych na miejscu zdarzenia otrzymaliśmy informację, że już z Żyrardowa jedzie na miejsce wypadku samochód zastępczy z wyciągarką oraz że powiadomiono Inspekcję Weterynaryjną. Z poczuciem wielkiej bezsilności wróciliśmy do Ambuvetu.

 

 

Image

 

 

Image

 

 

 

 

A cierpienie może przerwać tylko kula…  

 

Wtorek 31 marca 2009 r. – godz. 19.00  

W dniu dzisiejszym, tuż po godzinie 17.00 z Ambuvetem skontaktował się funkcjonariusz Straży Miejskiej z Wołomina. Poinformował nas, że w okolicach Wołomina został potrącony jelonek, a żaden z miejscowych lekarzy weterynarii nie chce mu udzielić pomocy, bo „boi się odpowiedzialności”. Funkcjonariusz SM zapytał mnie, czy Ambuvet zgodzi się udzielić temu jelonkowi pomocy.  Odpowiedziałem, że oczywiście pomocy udzielimy i zapytałem, gdzie mam wysłać ambulans ratunkowy. Otrzymałem informację, że jelonka zaraz przywiozą do mnie pracownicy koła TOZ z Klembowa.  

Po kilku minutach pod drzwi Ambuvetu zajechał samochód osobowy kombi, w bagażniku było ranne zwierzę. Tym samochodem działacze koła TOZ-u w Klembowie realizują na zlecenie okolicznych gmin i za pieniądze okolicznych gmin zadania publiczne w zakresie wypadków z udziałem bezdomnych zwierząt, nie posiadając praktycznie żadnego w tym „ambulansie” wyposażenia medycznego.  

Image

Image

 

Lekarz Ambuvetu zbadał jelonka, stwierdził złamanie wszystkich kończyn (w tym złamanie otwarte) i z powodów humanitarnych zaproponował natychmiastową eutanazję cierpiącego zwierzaka na koszt Ambuvetu. Panowie z koła TOZ-u, którzy przywieźli rannego jelonka stwierdzili, że za eutanazję jelonka „bez zgody odpowiednich władz można pójść do kryminału” i oni takiej decyzji nie podejmą.  

Jelonek był nie do uratowania. Postępowanie w takich sytuacjach jednoznacznie reguluje prawo. Lekarz weterynarii może podjąć decyzję o eutanazji, jeśli przemawiają za tym względy humanitarne. Tak było w tym przypadku. Problem polegał tylko i wyłącznie na tym, w jaki sposób uśmiercić to zwierzę. Ranny jelonek powinien być uśmiercony za pomocą broni palnej. W takiej sytuacji mięso zwierzaka może być przeznaczone do konsumpcji.


Każda gmina ma wykaz takich „dyżurnych, upoważnionych do odstrzału rannego jelonka osób”. W tym przypadku żadna z tych „upoważnionych osób” nie była osiągalna. Lekarz Ambuvetu mógł jedynie zastosować środki farmakologiczne w celu natychmiastowego i humanitarnego przerwania cierpienia jelonka, ale wówczas mięso jelonka nie nadaje się do spożycia. Można je przekazać tylko do utylizacji. 
 

Ze względu na przedłużającą się przed Ambuvetem dyskusję pomiędzy: pracownikami TOZ-u z Klembowa  a personelem Ambuvetu dot. sposobu eutanazji jelonka , lekarz Ambuvetu wszedł do przychodni, aby skontaktować się telefonicznie z funkcjonariuszami Straży Miejskiej i poinformować ich o sytuacji oraz o naszym w tej sprawie stanowisku.   Ledwo lekarz podniósł słuchawkę telefonu, a już auta z rannym jelonkiem nie było. Panowie z TOZ-u szybko z jelonkiem odjechali, aby… szukać dla niego „upoważnionego z bronią palną”. To, że zwierzę cały czas niepotrzebnie cierpiało, nie miało jak widać żadnego znaczenia. 

 

Janusz Orzechowski